Nasz pech, szczęściem Bałtyku – Janusz Gancarczyk o mecz z Bałtykiem Gdynia

Był to typowy mecz walki. Po boisku było widać, że jeszcze do pełni doskonałości jej trochę brakuje. Jednak nie zrzucamy winy na murawę, bo obie drużyny miały takie same warunki. – powiedział po meczu z Bałtykiem Gdynia, Janusz Gancarczyk. 

Kotwica od początku meczu pokazała, że walczy o pełną pulę. Zawodnicy trenera Zajączkowskiego utrzymywali się przy piłce i stwarzali zagrożenie pod bramką gości. 

– Chcemy operować piłką i się przy niej utrzymywać. Dzisiaj musieliśmy grać dłuższą piłką by było łatwiej. Każda z drużyn miała swoje sytuacje. Bałtyk wykorzystał swoją szansę i wraca z Kołobrzegu z trzema punktami. Mieliśmy swoje sytuacje, w pierwszej połowie byliśmy blisko zdobycia bramki. Mieliśmy po stałym fragmencie poprzeczkę, w drugiej odsłonie spotkania też mieliśmy okazję by ustalić wynik meczu. Najgorsze jest to, że tracimy bramkę w samej końcówce spotkania i takie straty bolą podwójnie. Z perspektywy piłkarza “lepiej” stracić gola na początku meczu i później gonić wynik.- mówi Gancarczyk. 

Sytuacja w tabeli jest bardzo rozbudowana. Strata pomiędzy czwartym Bałtykiem a czternastą Unią Janikowo wynosi tylko siedem punktów. Wszystkie zespoły muszą nie tylko wygrywać ale również liczyć na potknięcia rywali. – Mamy niezależnie od wygranej czy remisu Elany dwa punkty do ósemki a w walce o nią jest łącznie dwadzieścia drużyn. Każde kolejne spotkanie dla nas będzie spotkaniem o pełną pulę. Zrobimy wszystko by jak najszybciej zmazać plamę po dzisiejszej porażce i zacząć dawać radość naszym kibicom z wygranych Kotwicy – zapowiedział były gracz Śląska Wrocław czy Polonii Warszawa. 

Gancarczyk jest jednym z nowych nabytków Kotwicy Kołobrzeg. Do naszego klubu trafił razem ze swoim bratem Krzysztofem, który jak się okazuje namawiał go na transfer do zespołu prowadzonego przez Piotra Zajączkowskiego. – Czuję się w Kołobrzegu bardzo dobrze. Przed przyjściem tutaj bardzo mocno zastanawiałem się nad zakończeniem kariery. Ostatnie pół roku grając nie miałem w sobie motywacji. Na początku było super, bo graliśmy o awans jednak później wszystko wyhamowało i stanęliśmy w martwym punkcie. 

Trener Zajączkowski chciał w swojej drużynie mojego brata Krzysztofa. A on spytał się mnie czy nie chciałbym jeszcze o coś pograć. Można powiedzieć, że ta oferta spadła mi z nieba, bo nie chciałem kończyć grania tak bezpłciowo. Trener chciał zobaczyć mnie w treningu i w pełni to zrozumiałem, bo nie byłem w grze na wyższym poziomie od paru lat. 

Będąc tutaj wróciły mi wspomnienia o dawnych czasach gry w profesjonalnym klubie, bo takim jest Kotwica. Niczego nam tu nie brakuje. Mamy super obiekty i warunki do trenowania. Więc nic tylko cieszyć się z gry i osiągać sukcesy.